Dyskusyjny Klub Książki

DKK-UTW rekomenduje: Leopold Tyrman "Zły".

Leopold Tyrmand  „Zły”.

Uchwałą Sejmu RP z 26 kwietnia 2019 zdecydowano o ustanowieniu roku 2020 Rokiem Leopolda Tyrmanda. W setną rocznicę urodzin pisarza powstał film „Pan T”, ukazały się też drukiem wznowienia jego powieści, w tym między innymi: Dziennik 1954, Gorzki smak czekolady Lukullus, Tyrmand Warszawski, Wędrówki i myśli porucznika Stukułki, Cywilizacja komunizmu, Zły, Życie towarzyskie i uczuciowe.

Wydawać by się mogło, że po blisko 70 latach od ich napisania, książki te nie będą atrakcyjne dla współczesnego czytelnika. Nic bardziej mylnego. Najlepszym tego przykładem jest „Zły”, powieść sensacyjna napisana na zlecenie „Czytelnika”, z kwietnia 1954, wydana drukiem w grudniu 1955, która bardzo szybko stała się najpoczytniejszym kryminałem napisanym w czasach PRL. Na jej kartach znajdziemy przede wszystkim barwnie oddany krajobraz ówczesnej Warszawy. Widzimy wręcz odrażające postacie półświatka: gangsterów, chuliganów, koników i różnej maści cwaniaków; widzimy świat szemranych interesów i urzędników skłonnych do korupcji, widzimy też ludzi przyzwoitych, których podstawowym celem jest poprawa bezpieczeństwa mieszkańców miasta. Równocześnie znajdujemy opisy żywych jeszcze śladów wojny, ruin i zgliszcz, wśród których obok ciężko pracujących i przygniecionych szarą codziennością obywateli przewijają się młodzi przestępcy.

Rysując przygnębiające obrazy wszechobecnej przestępczości, Tyrmand nie traci poczucia humoru. Buduje całe frazy wykwintnych zdań, pełne wymyślnych opisów, wkłada w usta bohaterów dialogi świadczące o wysokiej erudycji, nie stroni od ironii. Swoim bohaterom nadał wiele mówiące nazwiska. Oto niektóre z nich: szofer MPK to Śmigło, cukiernik nazywa się Kompot, były bokser a obecnie ochroniarz to Kruszyna, porucznik MO to Dziarski, zaś buchalter został nazwany Drobniakiem. Mnie osobiście kilka razy ogarniał niepohamowany śmiech, gdy czytałam np. takie fragmenty: …Robert Kruszyna miał wyraz twarzy przypominający wołu rozwiązującego zadanie matematyczne z użyciem logarytmów i pierwiastków. Zawsze miał taki wyraz twarzy, gdy nie wiedział, czy ma bić, czy nie, i gdy nie było nikogo, kto by zań ten arcytrudny problem rozwiązał…

Leopold Tyrmand zostawił nam w „Złym” zupełnie inny obraz Warszawy, niż ten kreowany w naszej dziecięcej wyobraźni przez piosenki w stylu: „Budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom …” czy hasło: „Cały naród buduje swoją stolicę”. W swej istocie „Zły” to paszkwil na rzeczywistość PRL, przemyślnie ubrany w strój kryminału z domieszką romansu. Bardzo szybko po pierwszym wydaniu „Zły” stał się bestsellerem, a czytelnicy odbierali jego zakamuflowane treści jako zwiastun odwilży po śmierci Stalina. Nie trwało to długo, od 1958 zaczęło się zaostrzanie polityki wewnętrznej przez Władysława Gomułkę, zaś kolejne książki Tyrmanda nie otrzymywały zgody cenzury na ich wydanie, zakazano też wznowień, a „Zły” stał się białym krukiem.

Wierzcie mi, warto sięgnąć po tę książkę, aby razem z bohaterami wędrować wśród ruin Warszawy, stać w tasiemcowych kolejkach do trolejbusów i autobusów, użerać się z „konikami” okupującymi nieliczne jeszcze kina, obserwować murarzy na „największym placu budowlanym Europy” a nawet ścigać przestępców bądź to autobusem, bądź też poczciwą „warszawą” po znanych powszechnie ulicach stolicy.

Jak przystało na dobrą opowieść, rzecz cała kończy się optymistycznie: dobro i prawda zwyciężają, przestępcy trafiają w ręce Milicji Obywatelskiej, a zdecydowani na ślub kochankowie wpisują się do kolejki w Urzędzie Stanu Cywilnego; cichną wichury i niebo warszawskie odzyskuje swój lazur, zaś pan Kompot wymyśla nowe wspaniałe lody. 

Maria Suchy

wstecz