Aktualności
Zaproszenie na wystawę Stefana Parucha pt. Czerepy
Film - wypowiedź kuratora wystawy
Przedstawione na wystawie Czaszki to moje autoportrety. Są w niewielkim stopniu dookreślone grubym konturem. Pozbawione szczegółu, szczerzą zęby. Patrzą ciemnymi oczodołami. Leżą na za ciasnym podeście. Wyglądają jakby miały zaraz z niego spaść. Zamknięte są w szklanych zakurzonych gablotach. Maluję je z natury na podstawie autentycznego obiektu, służącego dawno temu dydaktyce studentów medycyny.
Koncept, aby przedstawić siebie samego jako kość głowy, może wydawać się upiorny. Zasmucać. Niepokoić. Osobiście widzę to dokładnie na odwrót. Moja czaszka daje mi nadzieję. Jest konstrukcją, na której można się odbudować. Zobaczyć siebie na nowo. Oblec w mięśnie i ścięgna. Stać się bardziej konkretnym.
Wielokrotnie malowana i rysowana stała się moją dobrą znajomą i zdaje się do mnie uśmiechać. Jest pogodna. Jej niewielki kształt przypomina mi głowę dziecka. Moja interpretacja wydaje się mieć więc charakter terapeutyczny. Jest powrotem do dzieciństwa. Okazją do spojrzenia na to, czego już nie mam, czego nie dostałem.
Z drugiej strony, zawsze mnie porusza, że moja modelka nie ma zębów. Jest więc też czerepem staruszki. Resztkami czyjejś głowy. Znakiem końca i niemocy. W tym sensie jest mną. Dzieckiem i starcem w jednym. Smutnym i pełnym nadziei. Ożywa za każdym razem, gdy staje się podmiotem czyjegoś zainteresowania.
Inna rzecz, która jest w niej charakterystyczna, to dziura w tyle głowy. Przypomina emblematyczne obrazy polskiej martyrologii. Rozstrzelania. Tragizm historii. Kiedy przyglądamy się bliżej okazuje się, że otwór jest jednak wywiercony. Zapewne po to, by dało się odciąć górę czaszki, jej wieko. Dzięki temu da się zajrzeć do środka. Widzimy wtedy, że kość głowy jest po to, aby chronić. Pełni funkcję zamkniętej puszki, do której mają dostęp tylko nerwy oczu i uszu. Dziura w głowie jako znak troski i zrozumienia, a nie symbol rany otwieranej przez pokolenia, jest wtedy przedstawieniem krzepiącym.
Czaszka od zawsze była motywem wieloznacznym. Znakiem zarazy, która niesie śmierć, symbolem zmiany, zapowiadającym nadejście nowego, obietnicą zmartwychwstania. Ma też potencjał komiczny. Od wieków jest kostiumem karnawałowym, który oswaja lęk. Kpi z dojmującego poczucia marności. Jako kameralny artefakt towarzyszy medykom i malarzom. Gdy patrzę na martwe natury dawnych malarzy widzę, że czaszki walają się od wieków po ich pracowniach. Są naturalnymi towarzyszami twórców, tak jak dzbanki, draperie, suche kwiaty.
Z tą jedną różnicą, że większość rekwizytów malarskich jest neutralna. Światło się po nich ślizga lub od nich odbija. Kości głowy tym się różnią od innych motywów, że to one z reguły świecą. Poniekąd dlatego, że taka natura kości, że w specjalny sposób absorbuje światło. Z drugiej strony, że wyjątkowo przykuwa uwagę widza. Są nie tylko źródłem światła, ale, co ważniejsze, też cienia. W sensie dosłownym i metaforycznym.
Czaszka jest więc czymś więcej, niż tylko przedmiotem. Zastępuje twarz. Przybiera formę maski. Pozwala się wcielić w kogoś innego, wędrować w zaświatach. Czaszka ma też ogromny potencjał formalny. Jako anonimowa głowa, daje się formować. Odrywa się od portretowanego. Ulega deformacjom, łatwiej podlega kubizacji. Uproszczona do czystej konstrukcji, staje się archetypem głowy. Mamy wtedy do czynienia z meta portretem. Doświadczamy istoty osoby ludzkiej. Nie tylko jej powierzchowności
Uporczywie wracam więc do motywu czaszki. Za każdym razem odkrywam coś nowego. Przeglądam się w czaszkach jak w lustrze i przewrotnie jest to spojrzenie ożywcze. W wanitatywnym malarstwie holenderskim uśmiechnięte czerepy patrzą na swoje odbicia. Śmieją się do siebie. Oddają się upiornemu narcyzmowi. Czuje sympatię do tych szkieletów. Lubię ten przewrotny dystans połączony z bliskością wobec ostateczności.
Przypadkiem, motyw czaszki przyplątał się do mnie w czasie epidemii wirusa i jakoś nie mogę się od niego uwolnić. Adekwatność tematu do teraźniejszości jest tu wyjątkowa. Serigrafie, powstałe na podstawie rysunków zakurzonej gablotki z czaszką, stały się moimi prywatnymi Vanitas, medytacjami na temat samego siebie w okresie zarazy.
Stefan Paruch, 2021
Stefan Paruch jest absolwentem Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W latach 1998–2000 studiował w Gościnnej Pracowni prof. Leona Tarasewicza. Dyplom „Lekcja przysposobienia obronnego” obronił w 2002 w pracowni prof. Jarosława Modzelewskiego. W latach 2003–2006 studiował w Wyższym Studium Montażu w PWSFTViT w Łodzi. W roku 2009 obronił pracę doktorską na Wydziale Malarstwa Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. W roku 2018, decyzją Rady Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, uzyskał tytuł doktora habilitowanego. Wraz z grupą artystów współtworzy pracownie przy ulicy 11 Listopada na warszawskiej Pradze. Prowadzi coroczne warsztaty w International Academy w Scheersberg w Niemczech. Jest autorem montażu kilku filmów artystycznych oraz dokumentalnych. Brał udział w kilkudziesięciu wystawach w kraju i za granicą. Współautor (wraz z Moniką Masłoń) projektu „Wzornik – narzędzie do nauki posługiwania się obrazem”. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, mieszka w Warszawie. Pracuje w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.