Archiwum aktualności
Student Uniwersytetu Rzeszowskiego produkuje kosmetyki dla kobiet
Źródło Gazeta Wyborcza (http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,16110565,Student_Uniwersytetu_Rzeszowskiego_produkuje_kosmetyki.html)
Półtora roku temu na zajęciach dowiedział się o astaksantynie, najmocniejszym znanym na świecie antyoksydancie. Dziś wspólnie z kolegą prowadzą firmę, która produkuje kosmetyki z tym składnikiem. Z każdym tygodniem sprzedają coraz więcej słoiczków z łososiową zawartością
Dlaczego łosoś ma tak specyficzną barwę mięsa? Odpowiedzialna za nią jest astaksantyna, wytwarzana przez morskie algi i magazynowana w ciele ryby. Choć każdego dnia łosoś pokonuje wiele kilometrów pod prąd i zużywa mnóstwo energii, astaksantyna pomaga mu radzić sobie w niesprzyjających warunkach, dodaje sił witalnych i chroni przed starzeniem. Krystian Małek, student Uniwersytetu Rzeszowskiego, natknął się na nią jednak nie w łososiach, a w drożdżach Phaffia rhodozyma.
Ale od początku. Krystian Małek ma 25 lat. Skończył klasę biologiczno-chemiczną w V LO w Rzeszowie i wybrał biologię na SGGW w Warszawie. Żeby utrzymać się w stolicy, znalazł pracę w firmie ubezpieczeniowej, ale na studiach nie wytrwał nawet przez semestr. Wrócił do Rzeszowa, o biologii jednak nie zapomniał. Złożył dokumenty na biotechnologię analityczną na Uniwersytecie Rzeszowskim.
Inspirujące drożdże
W liceum startował w olimpiadzie biologicznej, ale bez większych sukcesów. Marzył o własnej firmie, szukał tylko odpowiedniego pomysłu. Nieoczekiwanie taki pojawił się podczas standardowych ćwiczeń laboratoryjnych na drugim roku. Prowadzący przyniósł na nie drożdże Phaffia rhodozyma, a studenci mieli z nich wyekstrahować jeden ze składników - astaksantynę. Sprawdzić, jak te drożdże ją produkują i w jakich ilościach. - To były standardowe ćwiczenia laboratoryjne, na których uczymy się procedur, obsługiwania sprzętu. Dostaliśmy próbkę drożdży w kolbkach, to była lekko różowa zawiesina - opisuje Krystian Małek.
Co to jest? Dlaczego takie różowe? Substancja na tyle zaciekawiła Krystiana, że po powrocie do domu zaczął buszować w internecie w poszukiwaniu informacji na jej temat. Okazało się, że jest szeroko stosowana na świecie do produkcji kosmetyków, głównie w Stanach Zjednoczonych i Japonii. Jest też sprzedawana jako suplement diety ze względu na zupełnie wyjątkowe właściwości: to najmocniejszy naturalny znany na świecie antyoksydant - skutecznie jak żaden inny blokuje procesy starzenia, chroni skórę przed utratą nawilżenia i elastyczności, powoduje jej lepsze odżywienie i ukrwienie.
A kiedy w końcu na jednym z forów trafił na wątek, w którym panie opisywały, jak przełamują kapsułki, by zawartą w nim astaksantynę dodać do kremów, pomyślał: - Skoro kobiety są na tyle zdeterminowane, by bawić się z tymi kapsułkami, dlaczego by nie zająć się produkcją kremów z astaksantyną?
Do pomocy potrzebował jednak kogoś, kto pomógłby mu przebrnąć przez przepisy prawne, miał pojęcie o marketingu i promocji. Padło na starszego o dwa lata Grzegorza Piróga.
Grzegorz związany jest z hotelarstwem. Pochodzący z Sokołowa Małopolskiego absolwent rzeszowskiego I LO najpierw skończył hotelarstwo i gastronomię w Poznaniu, później międzynarodowe stosunki gospodarcze na Uniwersytecie Ekonomicznym, także w Poznaniu. - Zawsze chciałem mieć coś swojego, długo szukałem pomysłu na biznes, a gdy Krystian zaczął interesować się astaksantyną, pomyślałem, że to może być to. Kosmetyki z tym składnikiem świetnie się sprzedają w USA i Japonii, gdzie paniom bardzo zależy na wyrównanym kolorycie i jasnej cerze, dbają, by chronić skórę przed wolnymi rodnikami, a polskie klientki nie mają do nich dostępu - opowiada.
Pożyczają od kogo się da
Półtora roku temu założyli firmę Proastiq. Na początku czekało ich przebrnięcie przez restrykcyjne przepisy dotyczące produkcji kosmetyków, które na dodatek w 2013 roku jeszcze się zmieniły. Ale po miesiącach pracy związanej z opracowywaniem receptur kosmetyków, badaniami dermatologicznymi, opracowywaniem materiałów informacyjnych, strony internetowej, w marcu tego roku zadebiutowali na rynku z dwoma kremami do skóry zestresowanej i zmęczonej: na dzień i na noc, które w połączeniu - jak obiecują ich twórcy - zapewniają skórze pełną profilaktykę procesów starzenia.
Przy tworzeniu receptur pomogły im firmy zewnętrzne, współpracowali ze specjalistami z zakresu farmacji, kosmetologii, dermotologii i biotechnologii. Dziś najważniejszy jest pomysł i umiejętność znalezienia właściwej drogi do jego realizacji.
Szybko okazało się, że choć trwają prace nad wykorzystywaniem komercyjnym drożdży do otrzymywania astaksantyny, to na razie jest to zbyt drogie, by uzyskaną w ten sposób substancję wykorzystywać w kosmetykach. Zaopatrują się więc w ten kluczowy składnik za granicą. - Największa farma jest na Hawajach, to spory koszt, drogi składnik, ale prowadzenie farmy algowej także jest kosztowne - mówią.
Przez półtora roku pieniądze tylko wydawali. Obaj pracują, by opłacić ZUS w firmie i mieć z czego żyć, ale już na inwestowanie nie bardzo wystarcza. Więc pożyczają od kogo się tylko da, bo teraz trzeba pokrywać wydatki związane z bieżącą działalnością, reklamą, produkcją próbek i kosmetyków, a wcześniej musieli finansować opracowywanie receptur, badania. Zanim znaleźli odpowiednią recepturę, powstało siedem wersji kremów. - Jedna była wyjątkowo nieudana, miała konsystencję zimnego masła - dziś wspominają to już jako anegdotę.
Najważniejszymi recenzentkami są ich własne mamy. - Moja mieszka w Niemczech, jest zafascynowana naszymi kremami, uważa, że naprawdę działa i zamawia go u mnie - mówi Krystian Małek.
- Mamy wiele dróg, sami wypróbowujemy swoje kosmetyki, uczymy się na błędach. Im bardziej różnimy się od konkurencji, tym lepiej dla nas - podkreślają.
Trudno wejść w tę branżę
Każdy z ich kosmetyków zawiera maksymalnie wysokie stężenie astaksantyny, to ono odpowiada za barwę kremów. - Wyższe stężenie w kremie już być nie może, powodowałoby przebarwienia skóry - wyjaśniają właściciele Proastiq. Astaksantyna to naturalny filtr słoneczny, wyrównuje przy tym koloryt cery, chroni przed starzeniem, zabezpieczając przed uszkodzeniami, które powstają w skórze pod wpływem wolnych rodników. Wolne rodniki uszkadzają białka, które utrzymują jędrność i napiętą strukturę skóry. Kosmetyki Proastiq zawierają w składzie także kwas hialuronowy, witaminę E i retinol, a z każdym tygodniem sprzedaje się ich więcej.
Sprzedają tylko przez stronę internetową swojej firmy oraz w salonach kosmetycznych i aptekach. Poszukują także nowych, które byłyby zainteresowane dystrybucją ich kosmetyków. - Współpracujemy z blogerkami, portalami kobiecymi i branżowymi. Na razie chcemy wystartować na rynku lokalnym, żeby tu zaistnieć - mówią.
- Klientki, które kupiły całą serię na dzień i na noc, po kilku dniach wracają i kupują kolejny zestaw dla koleżanek. Oba kremy są hypoalergiczne i - jak się okazało - mają działanie przeciwzapalne. Kierowniczka jednego z salonów kosmetycznych, w którym sprzedajemy nasze kremy, wysłała nam SMS, że miała opryszczkę, którą poprzednio lekiem z apteki leczyła siedem dni. Tym razem po użyciu naszego kremu zniknęła po dwóch dniach - opowiada Grzegorz Piróg i dodaje: - Co nas zaskoczyło: po półtora miesiąca działania firmy nawiązali z nami kontakt dystrybutorzy z Niemiec i USA. To nieśmiałe rozmowy, ale wysyłamy im partie próbne. Pewnie teraz dojdą nam do opanowania przepisy w Niemczech i USA.
- W branżę kosmetyczną bardzo trudno wejść, firma musi okrzepnąć, by zdobyć zaufanie klientek. To bardzo długi proces.
Czas marzeń już minął, teraz tylko plany
Pierwsze pieniądze przyjdą po dobrych kilku latach - mają tego świadomość i spokojnie na nie czekają. Jak trudno się przebić, świetnie obrazują liczby: rocznie na rynek trafia ok. 700 nowych kremów do twarzy, a ponad 50 proc. tzw. kosmetyków pielęgnacyjnych pochodzi od polskich marek.
Ale to, że wierzą w sukces swojej firmy, widać od razu - nie trzeba nawet o to pytać. - Trzeba być wytrwałym i dłubać, dłubać, dłubać. Na szczęście obaj jesteśmy uparci. Ma to i swoje złe strony. Nie możemy pracować razem w jednym miejscu i czasie. Ciężko się nam dogadać, natychmiast zaczynamy się kłócić, ale gdy każdy z nas pracuje sam i komunikujemy się przez Skype'a - idzie nam świetnie - mówi Grzegorz Piróg, a gdy pytam o marzenia, Krystian odpowiada: - Czas marzeń za nami, teraz już tylko plany.
Kolejny produkt, który niebawem wypuszczą na rynek, to krem pod oczy - właśnie zakończyły się pomyślnie wszystkie badania. Kolejny będzie kosmetyk dwa w jednym - podpatrzony na japońskim rynku, bardzo innowacyjnym w branży kosmetycznej.
- Planujemy nawiązać współpracę z jednostkami naukowymi, aby dalej badać wpływ astaksantyny na skórę, wstępne rozmowy już za nami - mówią.
Cały tekst źródłowy, Gazeta Wyborcza:
Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta