Dyskusyjny Klub Książki
DKK-UTW rekomenduje: Jarosław Kurski „Dziady i dybuki”.
Jarosław Kurski „Dziady i dybuki”
Tytułowe „Dziady i dybuki” Jarosława Kurskiego, to mickiewiczowskie „dziady” - duchy przodków polskich i żydowskie „dybuki” - „przylgnięcie”, funkcjonujące w mistycyzmie i folklorze żydowskim zawładnięcie ciałem żywego człowieka przez ducha zmarłej osoby [Wikipedia]. Historia powstania książki zaczęła się w lutym 1991 roku, kiedy matka wymusiła na Jarosławie wykreślenie z książki o Lechu Wałęsie jednego zdania: „o mojej mamie ludzie mówili, i sam tak zresztą, Lechu, uważałeś, że jest Żydówką”. Zdanie zostało wykreślone, a Jarosław Kurski zaczął mozolną wędrówkę po archiwach, szukając informacji o swoich przodkach. Po latach niemal detektywistycznych poszukiwań powstała książka, którą czyta się jednym tchem i która prowadzi nas z Podola do Wiednia, Londynu, Warszawy i Gdańska. Autor próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego po tylu wiekach funkcjonowania w jednym kraju, pod jednym niebem, tak trudno zatrzeć granice między Polakami a Żydami. Poznajemy dzieje rodziny ze strony ojca, które były na ogół znane i przekazywane z pokolenia na pokolenie, natomiast przodkowie ze strony matki zostali głęboko ukryci, schowani za kurtyną tak szczelną, aby prawda o jej żydowskim pochodzeniu w żaden sposób nie mogła wyjść na jaw. Mimo woli przypominają się „Fałszerze pieprzu”, Moniki Sznajderman, która z kolei znając historię polskiej matki, z trudem odkrywała historię żydowskiego ojca.
Dla mnie osobiście „Dziady i dybuki” to opowieść bardzo ciekawa, napisana z humorem, w której autor przytacza wiele anegdot o swoich przodkach, równocześnie przypominając przykrą prawdę o żydowskich pogromach i antysemityzmie, a także grozę Holocaustu. Jeżeli sięgniemy po „Wymazaną granicę” T. Grzywaczewskiego czy „Chołod” Szczepana Twardocha, łatwo się przekonamy, że przypomniane przez Jarosława Kurskiego obrazy pogromów nie zostały przesadzone. Z kolei pokazanie poziomu intelektualnego, osiągnięć zawodowych czy pozycji społecznej żydowskich przodków bardzo przypomina „Zająca o bursztynowych oczach” Edmunda de Waal. Ten znany w Wielkiej Brytanii twórca wędruje drogą japońskich figurek, odziedziczonych po zmarłym w Japonii stryjecznym wujku, aby poznać dzieje swoich przodków - arystokratycznej rodziny Ephrussich. Także tutaj potomkowie żydowskiej rodziny z Berdyczowa, mimo zmiany religii, wieloletniej asymilacji i osiągnięcia bardzo wysokiego statusu materialnego, w żadnym z krajów nie mogą czuć się bezpieczni.
Podczas lektury „Dziadów i dybuków” w wielu miejscach uderzy nas, z jakim szacunkiem i miłością pisze Jarosław Kurski o swojej matce. Wspomnienie jej ostatniej podróży w Bieszczady, opis ostatnich chwil życia, są głęboko poruszające. Jakby mimochodem i z wielkim taktem wspomina sytuacje, w których matka przeżywa rozdarcie między dwoma synami: Jarosławem i Jackiem. To rozdarcie jest widoczne nawet w czasie jej pogrzebu: „Jedna ziemia, jeden język, dwa narody”.
Gorąco zachęcam do lektury książki „Dziady i dybuki” Jarosława Kurskiego, a także innych, wymienionych wyżej pozycji. Będzie to okazja do refleksji nad losami wielu zapomnianych Żydów, którzy wnosząc znaczący wkład w rozwój społeczeństw, w których przyszło im żyć, nigdy przez te społeczności nie zostali do końca zaakceptowani.
Maria Suchy