Dyskusyjny Klub Książki

DKK-UTW prezentuje: Fabienne Verdier „Pasażerka ciszy. Dziesięć lat w Chinach.”

Fabienne Verdier „Pasażerka ciszy. Dziesięć lat w Chinach.”

Książka Fabienne Verdier „Pasażerka ciszy. Dziesięć lat w Chinach.” została napisana po latach od czasu podróży autorki do Chin. W chwili powstawania powieści Fabienne Verdier była już uznaną artystką nie tylko w rodzinnej Francji. Urodziła się w 1962 w Paryżu, studia ukończyła na Akademii Sztuk Pięknych w Tuluzie, skąd wyjechała na stypendium do Chin. Był rok 1985, a kraj podnosił się powoli z chaosu po rewolucji kulturalnej. Nawykła do swobody w podejmowaniu decyzji, młoda Francuzka trafia na komunistyczną rzeczywistość Instytutu Sztuk Pięknych w Syczuanie. Nieustannie odbija się od ściany ograniczeń, narzucanych przez partyjny reżim. Nie do końca zdaje sobie sprawę z konsekwencji swoich poczynań, z tego, na jakie szykany naraża ludzi, z którymi się kontaktuje wbrew woli swoich „opiekunów”. Jednak cechuje ją niezwykła pasja i upór w dążeniu do celu, jakim jest poznanie tradycyjnego chińskiego malarstwa. W miarę pobytu uczy się języka, przełamuje bariery kontaktów, dociera do starych mistrzów, którzy wprowadzają ją w tajniki dawnej sztuki kaligrafii. Jednak okazuje się, że w wyniku rewolucji kulturalnej zniszczono większość bezcennych dzieł, a artystów albo zabito, albo zgnębiono odsyłając na odległą prowincję w głodowe warunki życia. Próby dotarcia do dawnych twórców nie są łatwe. Ci, którzy przeżyli terror maoizmu, boją się rozmawiać, zwłaszcza z cudzoziemką. Ze zgrozą sama odkrywa konsekwencje rewolucji kulturalnej. Oto gdy wreszcie dotarła do mistrza Cheng Jun, który ma nauczyć ją sztuki grawerowania pieczęci, okazuje się, że hunwejbini obcięli mu lewą dłoń. Mimo zagrożeń, starzy mistrzowie pozostają wierni swoim zasadom, a ich podejście do roli medytacji w twórczości przywodzi na myśl malarzy ikon, którzy przed nałożeniem farby na pędzel, przez post i modlitwę przygotowywali najpierw ducha i ciało.

Mogą nas dziwić szokujące dla Francuzki doświadczenia z akademika czy studenckiej stołówki, ale te nie tak bardzo różnią się od naszych wspomnień z wczesnych lat osiemdziesiątych. Jednak dla takiej dziewczyny jak Fabienne, chińska codzienność wywołuje szok na każdym kroku. Ona jednak zawzięcie dąży do swego celu, uczy się języka, najpierw mandaryńskiego, potem syczuańskiego, prośbą i groźbą poprzez interwencje na najwyższych szczeblach przełamuje kolejne bariery, zdobywa zaufanie i zrozumienie chińskiego otoczenia. Po sześciu latach, gdy w roku 1989 przygotowuje dyplomowy wernisaż, w Pekinie na placu Tiananmen czołgi natarły na manifestantów. Ambasada francuska bije na alarm. Fabienne dostała 24 godziny na opuszczenie Chin; za radą przyjaciół przed wyjazdem niszczy wszystkie swoje notatki z obawy przed ich konfiskatą na granicy. To może wyjaśniać, dlaczego książka „Pasażerka ciszy. Dziesięć lat w Chinach” momentami robi wrażenie  lekkiego zagubienia w chronologii wydarzeń i pewnego dystansu do przeżywanych sytuacji. Mimo tego z każdego akapitu widać niesamowitą miłość do malarstwa i niezwykłą fascynację sztuką starożytnych Chin. Zostało to dostrzeżone w Paryżu - Fabienne Verdier, mimo braku przygotowania merytorycznego, zostaje delegowana do Pekinu jako attaché kulturalny. Ten pobyt kończy się ciężką chorobą i przymusowym powrotem do Francji.

Podczas lektury „Pasażerki ciszy. Dziesięć lat w Chinach.” mimowolnie przypominają się postaci Olgi Boznańskiej czy Marii Jaremy „Jaremianki”. Warto więc sięgnąć po książkę Fabienne Verdier, aby podjąć próbę porównania ich twórczości, warunków społecznych, w jakich walczyły o swoje pasje, ceny, jaką każda z nich zapłaciła za wierność idei. Co ciekawe, z upływem lat Fabienne Verdier zaczęła tworzyć monotypie, tak jak swego czasu Jaremianka, tyle że jej dzieła spotkał jakże odmienny los.

Maria Suchy

 

wstecz