Dyskusyjny Klub Książki

DKK-UTW rekomenduje: Ewa Winnicka „Greenpoint. Kronika Małej Polski.”.

Ewa Winnicka „Greenpoint. Kronika Małej Polski”.

Po lekturze książki Witolda Szabłowskiego „Rosja od kuchni” z podtytułem „Jak zbudować imperium nożem, chochlą i widelcem”, będącej niezwykle ciekawym zbiorem reportaży, ukazujących blisko sto lat historii Rosji oraz po reportażu Tomasza Grzywaczewskiego „Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej”, przenosimy się na wymarzony Zachód – na wschodnie wybrzeże USA. Zderzenie warunków życia codziennego, mentalności i obyczajów przywiezionych z Polski z realiami amerykańskiego kapitalizmu musi boleć. Czytając Ewy Winnickiej „Greenpoint. Kronika Małej Polski”, oglądamy, jak w krzywym zwierciadle klimaty polskiej wsi, małych miasteczek i miast, niezależnie od tego, czy autorka rozmawia z emigrantami, którzy stosunkowo niedawno pojechali do USA  czy też z osobami, które wyleciały do Stanów w latach 60-tych, 70-tych i 80-tych.

Okazuje się, że problemy i kłopoty, jakie towarzyszą emigrantom, wcale się bardzo nie zmieniły. Powtarzają się opowieści o pułapkach amerykańskiej biurokracji, nieuczciwych prawnikach żerujących na nieznajomości języka i podstawowych zasad społecznych, a na nieżyczliwości rodaków skończywszy. W wielu historiach powtarza się wspomnienie, że przyjezdnego zawiedli rodacy, zaś życzliwość i realną pomoc okazali Żydzi mający korzenie w Polsce.

W książce, obok wywiadów, znajdziemy listy emigrantów, w tym te z przełomu XIX i XX wieku, artykuły gazetowe, a także krótką historię podboju tych terenów przez Europejczyków. Interesujący jest też sam sposób przytaczania listów czy wypowiedzi, z zachowaniem ich oryginalnego brzmienia, co jeszcze bardziej ułatwia wprowadzenie w klimaty „Małej Polski”.

To niezwykle ciekawe móc sobie uświadomić, jak niedawno byli tam Indianie, zobaczyć jak „Greenpoint” z „zielonego punktu” przeistaczał się w miejsce zanieczyszczone do granic możliwości przyrody i żyjących tam ludzi. Wśród wywiadów znajdziemy też bulwersujące opisy warunków, w jakich żyli i pracowali emigranci, heroicznych wysiłków zarobienia kilku dolarów, aby wysłać je do Polski i stwarzać złudzenie osiągnięcia sukcesu.

Dla mnie osobiście uderzające jest, że tak wielu ludzi nie podjęło prób asymilacji, nie nauczyło się języka, mimo pozostawania w Stanach od dziesięcioleci i mimo że ten brak znacząco ogranicza możliwości znalezienia lepszej pracy. W oczy rzuca się też niechęć i pogarda dla innych, szczególnie tych stojących nieco niżej na drabinie społecznej, chociażby ze względu na kolor skóry. Charakter polskich emigrantów wydaje się celnie obrazować wypowiedź jednego z rozmówców autorki: „Coś jest w polskiej psychice, że nie ma miejsca na dyskusję i dogadywanie. Albo będzie tak jak ja chcę, albo w ogóle. Byliśmy w Polsce jednolici, biali i katoliccy, i nie nauczyliśmy się współżyć z innymi. To jest nasza bieda.”

Większość opowiedzianych przez Ewę Winnicką historii jest przygnębiająca, niewiele znajdziemy tu przykładów osiągnięcia sukcesu, jak choćby historia Beaty i Mieszka, ludzi, którzy zaczynając od slumsów na Eagle Street, doszli do mieszkania na Florydzie. Jest to jeden z nielicznych przykładów spełnienia „amerykańskiego snu”, okupionego latami wyrzeczeń i bardzo ciężkiej pracy.

Gorąco zachęcam do przeczytania książki Ewy Winnickiej „Greenpoint. Kronika Małej Polski”. Zobaczymy kawałek historii, poznamy losy emigrantów od jakże dramatycznej strony, przekonamy się także, jak wielu ludzi popełniło największy w życiu błąd, dobrowolnie zostawiając Ojczyznę i uporczywie szukając szczęścia za „wielką wodą”.

Maria Suchy

 

 

 

wstecz