Dyskusyjny Klub Książki

DKK-UTW rekomenduje: Magdalena Grzebałkowska „Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia.”

Magdalena Grzebałkowska „Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia”.

Uczestnicy spotkań Dyskusyjnego Klubu Książki UTW znają Magdalenę Grzebałkowską nie tylko z przeczytanych i przedyskutowanych książek, ale także ze spotkania autorskiego. Magdalena Grzebałkowska ma doskonały warsztat pisarski, gromadzi i opisuje wydarzenia i opowieści, nie wtrącając własnych komentarzy. Nawet gdy wspomnienia jej rozmówców odbiegają od znanych i udokumentowanych faktów, nie koryguje ich narracji.

Losy dzieci podczas wojny były niejednokrotnie tematem literatury pięknej czy literatury faktu, a sama Grzebałkowska opisała wiele dramatycznych sytuacji w swojej książce „1945. Wojna i pokój”, to jednak „Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia”, przynosi nowe spojrzenie i nowe emocje. Autorka, gromadząc materiał do książki, odbyła wiele podróży, niekiedy bardzo odległych, począwszy od Zachodniego Wybrzeża USA po Syberię, aby przeprowadzić wywiady z ludźmi, których dzieciństwo naznaczyła wojna. Czytelnik otrzymuje dwanaście opowieści, ilustrowanych zdjęciami z czasów wojny i współczesnymi portretami bohaterów reportaży, a także kilkunastoma dziecięcymi rysunkami na temat „Moje przeżycia wojenne”, nadesłanymi w 1946 roku na apel Ministerstwa Oświaty. Same rysunki, jak też wspominane historie dziecięce, są niezwykle poruszające. Trudno stopniować, co budzi większą grozę – powstańcza wędrówka małego Andrzeja Bobera przez stosy trupów czy przeżycia dzieci zesłanych jako „wrogowie ludu” do Karłagu. Niezależnie od indywidualnych doświadczeń  bohaterów, rzuca się w oczy cel, jaki przyświecał władzy totalitarnej:  wyrwanie dziecka z kręgu rodziny, pozbawienie wzorców i ukształtowanie „prawdziwego Niemca – nazisty” lub wiernego Stalinowi komunisty. Warunki, w jakich funkcjonowały przy łagrach żłobki czy domy dziecka, budzą grozę i niedowierzanie, a równocześnie podziw dla matek, które za wszelką cenę chciały chronić swoje dzieci. Te, które oderwano od rodziców w wieku niemowlęcym, nie znały słowa „mama”, czasem do końca życia nie udało im się odbudować zniszczonych przez wojnę relacji. Bulwersujące są też losy małych chłopców, którzy trafili na wojnę, jak dwunastoletni Gotfryd, który znalazł się w Armii Czerwonej czy trzynastoletni Hieronim w stopniu kaprala z krzyżem Virtuti Militari za Berlin. Moim zdaniem na szczególną uwagę zasługuje postać Niklasa Franka, najmłodszego syna Hansa Franka, generalnego gubernatora okupowanej Polski. Tylko on spośród rodzeństwa, dorastając już po wojnie, dostrzegał ogrom popełnionych zbrodni i był w stanie o nich mówić z potępieniem.

Jako klubowicze zetknęliśmy się już z powstaniem warszawskim w książkach „Dziewczyny z Powstania” Anny Herbich czy „Siostry z powstania” Agaty Puścikowskiej, to jednak relacje bezpośrednich uczestników walk – nastoletnich dzieci, od nowa budzą sprzeciw. Autorka potępia tych, którzy wysyłali ludzi, w tym dzieci, do beznadziejnej walki. Mimo woli nasuwa się tutaj porównanie – oto Baskowie czy Żydzi robią wszystko, aby ochronić swoje potomstwo i ocalić je przed pewną śmiercią, natomiast „Warszawskie dzieci” idą na barykady.

W sytuacji, gdy mamy wojnę za miedzą, a od zbombardowanych szpitali czy szkół dzielą nas tylko dziesiątki kilometrów, Magdalena Grzebałkowska w swojej książce „Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia.” przynosi jednoznaczne przesłanie. Czytając wspomnienia sprzed 80 lat, nie pozostańmy obojętni na zawarte w nich ostrzeżenie.

Maria Suchy

wstecz