Dyskusyjny Klub Książki

DKK-UTW rekomenduje: Marcin Wicha "Rzeczy, których nie wyrzuciłem."

Marcin Wicha: „Rzeczy, których nie wyrzuciłem.”

Marcin Wicha jest grafikiem, pisze eseje i artykuły do popularnych czasopism, ale także literaturę dla dzieci. „Rzeczy, których nie wyrzuciłem.” to niezwykła opowieść, za którą autor otrzymał Nagrodę Literacką NIKE 2018. Napisana stylem bardzo oszczędnym, krótkimi zdaniami, pełna niedomówień, zawiera jednak ogromny ładunek uczuciowy - tęsknoty i poczucia straty po śmierci matki. Znajdziemy w niej subtelny opis ostatnich chwil matki i pełen miłości obraz „rzeczy, których nie wyrzuciłem”, czyli tych wszystkich „zaczytanych” książek, drobiazgów, gadżetów, które zdają się zawierać cząstkę tej, która nieodwracalnie odeszła. Porządkując mieszkanie matki, Wicha szczególną uwagę poświęca książkom. Ocenia je z dużym sentymentem, fachowo opisując widoczne z upływem lat „od komunizmu do kapitalizmu” zmiany szaty graficznej, jak też ofertę rynku księgarskiego. Dla siebie pozostawia nie te, które mają najpiękniejsze obwoluty, ale te, których stan potwierdza, jak często były czytane.

Sam Marcin Wicha jest potomkiem rodzin o korzeniach żydowskich. Jego dziadek ze strony ojca to Władysław Wicha, od lat młodzieńczych zaangażowany politycznie w KPP. Lata 1938-45 spędził na Zachodzie pracując jako robotnik – metalowiec. Po powrocie działał w PPR, a później w PZPR, gdzie był członkiem, a potem sekretarzem KC. W latach 1954-64 był ministrem spraw wewnętrznych. Jego żoną była Teofila Lewin, działaczka KPP. Dziadek ze strony matki to Jan Rabanowski, absolwent Politechniki Warszawskiej i działacz polityczny. W latach 1940-43 przebywał w ZSRR, gdzie trafił do 1 Armii Wojska Polskiego. Po wyzwoleniu pełnił funkcje ministerialne, organizował Stronnictwo Demokratyczne. Za udział w II wojnie światowej odznaczony m.in. Orderem Virtuti Militari, szwedzkim Królewskim Orderem Gwiazdy Polarnej oraz czeskim Orderem Białego Lwa. Tego właśnie dziadku, który zmarł tragicznie, wspomina w swojej książce Marcin Wicha.

Lektura „Rzeczy, których nie wyrzuciłem.” w sposób bardzo subtelny przenosi nas w lata powojenne, potem lata 60., 70. - aż po współczesność. Wędrując z autorem po opuszczonym na zawsze mieszkaniu jego matki, przypominamy sobie własne doświadczenia z tamtych lat, szarość codzienności, braki w sklepach. Równocześnie poznajemy niezwykłą osobowość kobiety, która pozostawała wierna swoim zasadom, niezależnie od zmieniających się warunków zewnętrznych.

W wielu miejscach książki autor jakby mimochodem mówi o swoich żydowskich korzeniach. Robi to z dystansem i dużym poczuciem humoru, także gdy wspomina przechowane w opowieściach rodzinnych doświadczenia lat wojny czy Marzec 68. Doskonałym przykładem jego podejścia do obecności Żydów (lub jej braku) w polskiej świadomości, jest historia kleksa i komentarz do niej: …W świecie mojego dzieciństwa nie było Żydów. To znaczy – mogli być po cichu. W czterech ścianach, w małych grupach, w domu, na cmentarzu i w przeszłości. Sekretu strzegła cenzura. Na straży trwały dobre maniery. A czasem także uprzejmość. Obyczaje. Kultura. Takt…

Książka skłania do zadumy, do zastanowienia się nad własnym życiem i tym, co po nim zostanie. Jak mówi Marcin Wicha: Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady. Gorąco polecam lekturę tej książki. Ważne jest każde jej zdanie i każda refleksja. Naprawdę Marcin Wicha zasłużył na Nagrodę Literacką NIKE 2018.

Maria Suchy

 

wstecz